Dziś jest :
|
Strona poświęcona nieistniejącej Kopalni Soli w Wapnie, (1911-1977) woj. wielkopolskie, pow. wągrowiecki
|
Kopalnia
w TVP |
Profile geologiczne wysadu solnego "Wapno" Życiorys dyrektora Stanisława
Hwałka Wspomnienia z Kłodawy Włodzimierz
Uhrynowski (1902-1983) Pierwszy po wyzwoleniu dyrektor Kopalni (Wspomnienia syna Andrzeja) Pamięci Zygmunta Kubasika Podziękowanie Marcina
Lisieckiego za współpracę... List Andrzeja
Sas-Uhrynowskiego List reżysera "Bohaterów
z Wapna" Jerzego Jernasa W związku z pojawiającymi się na różnych
stronach internetowych i forach kopiowanymi informacjami z naszej strony jako właściciel strony
informuję, że na umieszczanie fotografii i fragmentów materiałów pochodzących z naszej strony wymagana jest
pisemna zgoda oraz podanie adresu naszej strony i źródła ich pochodzenia |
Staję
dziś przed nie lada wyzwaniem, tym bardziej, że wśród nas brakuje Człowieka,
który znał wiele interesujących epizodów dotyczących największego zakładu
przemysłowego Pałuk. Choć sam nigdy w Kopalni nie pracował, przez lata obcował
z tutejszym środowiskiem górniczym. W bardzo charakterystyczny dla siebie
sposób potrafił swoją wiedzę przekazywać. Jego poczucie humoru powodowało, że
lubili Go wszyscy. Można było się z Nim nie zgadzać, można było myśleć inaczej,
ale szanować Go wypadało. Jego
ostatnimi „dziećmi” były takie przedsięwzięcia jak tegoroczne Obchody 100-lecia
rozpoczęcia Kopalni Soli w Wapnie, czy dopinanie szczegółów realizacji
„Bohaterów z Wapna”, w których wystąpił już jako ciężko chory. Choć bardzo
chciał, nie mógł ze względu na stan zdrowia popatrzeć na grającą orkiestrę
górniczą z Kłodawy, która w dniu 28 sierpnia 2010 roku przemaszerowała przez
Wapno podążając, od dawnej bramy Kopalni ku byłemu osiedlu górniczemu.
Postępująca nieuleczalna choroba pozwoliła Mu jeszcze być na premierze filmu
Jerzego Jernasa w dniu górniczego święta. Wtedy też wychodząc z miejscowej
restauracji, w której pożegnał się ze swoimi znajomymi z Kopalni zadał mi dość
wymowne pytanie: „To z którego miejsca widziałeś Kopalnię z wieżami
szybowymi?”. Kiedy odpowiadając na Jego pytanie swój wzrok zwróciłem na
zabudowania Kopalni, powiedział do mnie swoje charakterystyczne: Zrobiliśmy
kawał dobrej roboty. Cześć, Czołem!, niknąc za narożnikiem zakładu
fryzjerskiego. Taki był Pan Zygmunt Kubasik, który dla mnie jest jednym Wielkim
Nieobecnym dzisiejszych uroczystości. Wiele
z przedstawionych przeze mnie dziś przemyśleń jest wytworem naszych wspólnie
spędzonych godzin, podczas których analizowaliśmy wiele dość kontrowersyjnych
aspektów dotyczących dziejów Kopalni, ale również wielogodzinnych rozmów i
korespondencji z byłymi pracownikami, z którymi poznawał mnie właśnie Pan
Zygmunt. To właśnie dzięki Panu Zygmuntowi wniknąłem na nowo w środowisko
byłych pracowników Kopalni. Nie dane było mi tego doświadczyć za sprawą mojego
dziadka czy ojca, którzy byli długoletnimi pracownikami kopalni. Upraszczając
ten wątek można jedynie rzec, że za wcześnie umarli. Wypełniając
misję nieżyjącego Pana Zygmunta postanowiłem przedstawić niektóre, nieliczne
fakty z dziejów tutejszej solniczki. W tym miejscu prosiłbym o wybaczenie
faktu, że w swoim wystąpieniu nie wymienię wszystkich wydarzeń czy nazwisk.
Wszyscy byli pracownicy Kopalni zasługują na wielki szacunek, gdyż każdy z nich
był większym lub mniejszym trybikiem kopalnianej machiny, która przez 66 lat
jako zakład górniczy wysyłała w świat setki czy tysiące wagonów z najczystszą
solą, a później nie poddając się żywiołowi wodnemu, który unicestwił podziemne
wyrobiska kopalni, przekształciła bazę naziemną w zakład remontujący cysterny.
W takim stanie zakład przetrwał do początku lat 90-tych. W 1998 roku Kopalnię
Doświadczalno-Produkcyjną i Zakłady Remontowe im. Tadeusza Kościuszki w Wapnie
ostatecznie wykreślono z rejestru przedsiębiorstw i od tego czasu Wapno stało
się zupełnie inną miejscowością. Historia
miejscowej Kopalni Soli rozpoczęła się równo 100 lat temu. To, że kopalnia
powstała było dziełem przypadku. Wobec faktu wyczerpywania się eksploatowanych
tu od 1828 roku złóż gipsowych, których prekursorem stał się Florian Wilkoński,
od końca lat 60 XIX w. przeprowadzono badania mające dać odpowiedź co do
przyszłości gipsowni. Przy okazji tychże badań w jednym z otworów wiertniczych
natrafiono na 2% solankę, później, w 1868 roku na sól kamienną. Prekursorem
tychże poszukiwań był ówczesny właściciel Wapna Bolesław Moszczeński.
Początkowo wszystko wskazywało na to, że złoże solne nie doczeka się szybkiej
eksploatacji, tym bardziej, że wówczas nie było tu linii kolejowej, a samemu
Moszczeńskiemu brakowało funduszy na budowę zakładu górniczego. Dlatego też
sprzedał on swe uzyskane w trakcie prac wiertniczo-poszukiwawczych uprawnienia
na eksploatację soli Niemcom. Ci poprowadzili dalsze prace rozpoznawcze nie
rozpoczynając żadnych działań związanych z budową kopalni. Kiedy
w 1907 r. doszło w Inowrocławiu do zatopienia tamtejszych kopalń soli, Zakłady
Sodowe w Mątwach stanęły przed widmem bankructwa. Wtedy też zwrócono się w
stronę Wapna, którego złoże solne mogło zastąpić zatopione inowrocławskie. Wówczas
przeprowadzono dalsze prace wiertnicze. Jednym z odwierconych otworów nazwanych
„H” sól zalegała na głębokości 1316 m. W całej historii Wapieńskiej kopalni
otwór ten stał się wyjątkowym miejscem. W jego osi zaplanowano budowę jednego z
szybów wydobywczych. Szyb ten okazał się najdłużej budowanym szybem w polskim
górnictwie solnym. Z przerwami budowano go w latach 1911-1964, bowiem już na
głębokości 100,5 m. budowniczych pokonała woda. Ostatecznie oddany do użytku w
1966 r. spełniał swoją funkcję do sierpnia 1977 r., stając się we wrześniu 1970
r. miejscem dość poważnej awarii wodnej. To właśnie tym szybem po raz ostatni w
nocy z 4 na 5 VIII 1977 r. na powierzchnię wyjeżdżała między innymi brygada
sztygara Chojnowskiego. Ostatecznie został zatopiony zasypany i zamknięty dwoma
płytami żelbetowymi. Dziś po nim nie ma żadnego śladu. Wobec faktu pokonania
przez wodę budowniczych Wapieńskiej Kopalni, zgodnie ze sztuką górniczą podjęto
decyzję budowy szybu Nr II, który ukończono w 1917 r. Podczas tych prac
przekonano się, że złoże jest wyjątkowo czyste, toteż postanowiono podjęć
eksploatację suchą z użyciem materiału wybuchowego. Pierwszy poziom
eksploatacyjny znajdował się na głębokości W
okresie II Rzeczypospolitej, kopalnia w Wapnie produkowała najtańszą,
najczystszą sól kamienną w Polsce. Kiedy więc nadszedł czas światowego kryzysu
gospodarczego, a później, kiedy powstał Polski Monopol Solny preferujący
państwowe kopalnie, na posiedzeniach sejmowych debatowano nad tym, czy nie
wykupić Wapna z rąk ówczesnego właściciela Zakładów Solvay w Polsce i włączyć w
sieć polskich państwowych żup solnych. Nigdy do tego jednak nie doszło. Wobec
takiego obrotu sprawy rząd polski chcąc ratować państwowe saliny przed
bankructwem, znacznie ograniczył zakupy soli kamiennej z Wapna. Zarządcy
stanęli przed nie lada problemem zwolnień pracowników, którzy już nauczeni
prawie 15 letnim stażem stanowili dobrą kadrę górniczą. Wówczas to padła
propozycja, że aby od tego odstąpić, trzeba byłoby zmniejszyć ilość dni
eksploatacji Kopalni do 3 w tygodniu. Z jednej strony zubożyło to górników, z
drugiej zaś pozwoliło na terenie Kopalni i Wapna wykonać wiele inwestycji w
postaci budowy górującego do dziś nad Wapnem młyna solnego, budynków nadszybia
szybu Wapno II, ceglanego ogrodzenia zakładu. Wtedy też powstało pierwsze
osiedle pracowników Kopalni, zwane „kolonią solvayowską”, budynek miejscowej
szkoły, unowocześniano prace eksploatacyjne. W
okresie okupacji niemieckiej wapieńscy górnicy dali piękny przykład lokalnego
patriotyzmu, z narażeniem życia ukrywając swój sztandar w jednym z podziemnych
wyrobisk. Wyniesienie go przez jednego z nich, który po pokonaniu pieszo
przedziałem drabinowym szybu Nr II drogi w dwie strony opłacił swój czyn
chorobą i śmiercią. Mało
kto wie, że podczas okupacji Wapno było nadmiernie eksploatowane,
nieinwestowane, kiedy zachodziła potrzeba załoga musiała swą szychtę kończyć
nie po 8, lecz po 12 i więcej godzinach. Kilku z nich nie przeżyło. Kilku
górników pochodzących stąd zakończyło swe życie w często odległych niemieckich
kopalniach czy zakładach górniczych. Nie
chcąc, aby kopalnia dostała się w ręce radzieckie, Niemcy w przedziale
drabinowym szybu oraz na poziomie III kopalni umieścili ładunki wybuchowe.
Dowiedziawszy się o tym, interweniował w tej sprawie u samego marszałka
Gieorgija Żukowa, późniejszy pierwszy po wyzwoleniu dyrektor Kopalni. Pierwsze
lata po wyzwoleniu to okres odbudowy ze zniszczeń wojennych, odbudowa spalonych
warsztatów, poszukiwanie drugiego dojścia w głąb Kopalni. Na
fali październikowej odwilży w Polsce w 1956 r. w Wapnie załoga decyduje się na
budowę podziemnej kaplicy błogosławionej Kingi, którą udało się wykonać
własnymi siłami. Z niezwykłą pieczołowitością przystąpiono do jej wyposażenia.
Wtedy też w podziemiach Kopalni goszczą biskup Lucjan Bernacki i prymas Polski
kardynał Stefan Wyszyński. Zresztą niemalże w tym samym czasie górnicy czynią zabiegi
o naziemne miejsce kultu religijnego. Na powierzchni powstaje kaplica św.
Barbary. W
tym samym okresie wapieńscy górnicy i członkowie ich rodzin, angażują się w
działalność kulturalną. Wytworem tej działalności były takie przedstawienia
jak: „Skok przez skórę”, „Człowiek zwany diabłem”. A
Wapno żyje swoim utartym scenariuszem. Pobudka zakładową syreną wyznaczającą
czas rozpoczęcia i zakończenia kolejnej szychty, do Kopalni wkracza
automatyzacja, zaś co jakiś czas na peronie miejscowego dworca kolejowego z
pociągów wysiadają Ci, którym nakazano podjęcie pracy w Kopalni. Czas pokaże,
że w większości pozostaną tu do 1977 r., kiedy to po zajęciu miejsca w
zakładowym osinobusie wyruszą sprzed bramy Kopalni w kierunku Damasławka, by
odbyć dalszą podróż do Kłodawy. Eksploatacja
kopalni odbywała się zgodnie z ówczesną sztuką górniczą. Nad wyrobiskami
górniczymi znajdował się tzw. filar bezpieczeństwa wynoszący około 200 m., zaś
wokół szybów też pozostawiano odpowiedni filar brzeżny, w którym nie prowadzono
eksploatacji. Na mocy jednego z rozporządzeń rządowych zmniejszono grubość
filara stropowego z 200 na Trzeba
pamiętać, że powojenny okres istnienia Kopalni to okres gospodarki planowanej z nakładanymi normami produkcyjnymi, których
przekroczenie powodowało wzrost prestiżu, awans, premie, odznaczenia itp. Same
przywileje. Wobec tego Kopalnia corocznie miała nakładaną normę eksploatacyjną,
którą zawsze udawało się przekraczać przed czasem, o czym szumnie informują
przyblakłe artykuły prasowe z tamtego okresu. W
1964 r. udało się ukończyć budowę szybu Nr I w pobliżu młyna solnego w miejscu otworu
wiertniczego „H”. W 1966 r. oddano go do użytku. W ten sposób Kopalnia w Wapnie
nie musiała już występować do odpowiednich instytucji o wydawanie warunkowej
zgody na eksploatację z jednym szybem, co też dotąd czyniła. We
wrześniu 1970 r. na głębokości Rok
1977 był dla Wapna rokiem brzemiennym w skutki. Trwające od pięciu lat zmagania
z problemem wodnym na poziomie III stały się nieskuteczne. W związku z coraz większym wyciekiem. 3 VIII około
godziny 10.40 Naczelny Dyrektor Kopalni mgr inż. Marian Wasilewski wypełniając
polecenie komisji do spraw zagrożeń wodnych Zjednoczenia Kopalnictwa Surowców
Chemicznych z 19 VII 1977 r. jako szef sztabu akcji ratowniczej wydaje
polecenie całkowitego wstrzymania eksploatacji soli. Wszystkie możliwe sposoby
zatrzymania wody zawiodły, a były to:
19
VII 1977 r. prof. AGH w Krakowie Józef Poborski na spotkaniu komisji do spraw
zagrożeń wodnych w swej wypowiedzi nie pozostawił żadnych złudzeń co do faktu
kresu istnienia Kopalni dół. Na tym samym posiedzeniu rozpatrywano już wariant
podjęcia planowej likwidacji zakładu górniczego w Wapnie poprzez zatopienie
podziemnych wyrobisk eksploatacyjnych wodą z czapy gipsowej i Jeziora
Czeszewskiego. Być może w ten sposób próbowano w jakiś sposób uratować osiedle
górnicze i linię kolejową przebiegającą przez miejscowość. Zdawano sobie sprawę
z wystąpienia szkód górniczych na powierzchni. To
właśnie taki obraz wydarzeń wyłania się z analizy źródłowej archiwaliów
kopalnianych. A jak te fakty odbierali członkowie załogi, ich rodziny, czy
ludzie związani w bezpośredni lub pośredni sposób z kopalnią? W
świadomości tutejszej społeczności Wapno bez kopalni nie mogło istnieć, gdyż z
zakładem byli związani wszyscy. Dlatego
też z niezwykłą determinacją przystąpiono do ratowania Kopalni. Z jednej strony
realia i powaga sytuacji, że to już koniec, z drugiej myśl, że można i trzeba
zrobić coś więcej, bo być może to przyczyni się do jej uratowania. Tym też
należy tłumaczyć późniejsze dociekania, spekulacje co do celowości podejmowania
działań mających na celu uratowanie kopalni. Obiektywnie trzeba stwierdzić, że
Wapieńska kopalnia jako zakład oraz jej załoga nie byli przygotowani do prowadzenia
akcji ratowniczo-ewakuacyjnej na tak szeroką skalę gdyż do tego roku polskie
górnictwo solne nie miało do czynienia z podobną sytuacją, toteż pewne
działania mogły budzić wśród ludzi mieszane uczucia. Większe
wątpliwości co do celowości pewnych działań ratowniczych podejmowanych przez
sztab akcji ratowniczej pojawiły się już po 5 VIII 1977 r., kiedy to na
powierzchnię wyjechali ostatni ludzie, czyli między innymi 6-osobowa brygada
sztygara Chojnowskiego z „Hydrokopu”. O tej szóstce mówiło się w Wapnie przez
lata, ale znów odwołując się do dokumentacji kopalnianej do tej szóstki dodać
musielibyśmy jeszcze członków ekip rewizyjnych obydwu szybów, którzy również
znaleźli się na dole w momencie podjęcia decyzji o wycofaniu ostatnich członków
załogi z dołu. Pozostali
członkowie załogi, którzy o 22.00 rozpoczynali kolejną zmianę, zezwolenia na
zjazd na dół nie otrzymali. A jeszcze na poprzedniej zmianie na dole było 58
członków załogi, zaś około godziny 18.00 jeden ze sztygarów reporterowi
prasowemu mówił, że w ciągu następnych dni miano w dalszym ciągu wzmacniać
przytamki by opóźnić przedarcie się przez nie wody. Około 2 godzin później
doszło do samowolnego zjazdu na poziom VII remontowanym szybem Nr II ekipy
Przedsiębiorstwa Budowy Szybów, po to, by po raz ostatni spojrzeć na podziemną
kaplicę bł. Kingi. Wychodząc z niej zostawili włączone światło i otwarte wrota.
Sprawa ta wyszła na jaw po latach. Jak
wyglądały ostatnie chwile kopalni dół? Pękające stropy, spiętrzająca się woda w
rejonie przytamka chodnikowego na wysokości komory nr 24, wzrokowy pomiar
poziomu spiętrzającej się wody, meldunek telefoniczny do sztabu akcji, decyzja
sztabu o natychmiastowym wyjeździe na powierzchnię, chwila refleksji, podjęcie
próby zabrania butli z tlenem i znamienne zdanie: Zostawmy wszystko w cholerę i
uchodźmy z życiem na górę! Wtedy wybiła właśnie 1.15 5 VIII 1977 r. Czy
Wapieńska załoga zdała wówczas egzamin życiowy? Nie ulega to żadnej
wątpliwości. Czy mieszkańcy Wapna zdali egzamin życiowy w tych krytycznych dla
siebie chwilach? Oczywiście. Wszyscy świadkowie ówczesnych wydarzeń jednoznacznie
podkreślają, że w tych, brzemiennych w skutki wydarzeniach w Wapnie nie było
żadnej paniki, zaś wszyscy czuli powagę sytuacji zachowując się profesjonalnie. Sprawą
wzbudzającą wiele pytań pozostaje totalny zakaz informowania mediów o tym co
się tu wydarzyło. Wydarzenia te w żaden sposób nie pasowały do wszechobecnej
wówczas tzw. gierkowskiej propagandy sukcesu. Chociaż w Wapnie pojawiali się
dziennikarze, reporterzy, to jednak informacje o katastrofie noszą w sobie
znamiona jakby przemycanych gdzieś między wierszami. Dziś po latach można zadać
proste pytanie: W jaki sposób przemilczeć fakt opuszczenia swojego
dotychczasowego miejsca zamieszkania około 1400 ludzi, którzy znaleźli się w
nowych środowiskach: Kłodawy, Piły, Złotowa, Trzcianki, Wągrowca, Szubina,
Gołańczy? W jaki sposób wytłumaczyć fakt powstania reportażu Krajobraz po
katastrofie z września 1977 r. czy niedawno opublikowanego szerszemu gronu
odbiorców filmu Wapno 1978 – krajobraz po katastrofie? W
wyniku awarii wodnej i katastrofy górniczej Kopalnia w dotychczasowym stanie przestała
istnieć. Część pozostałej tu załogi po przymusowej zmianie miejsc zamieszkania
dojeżdżała do zakładu z bardziej odległych miejscowości. Zatrudnienie w Kopalni
kształtowało się w granicach 200-250 ludzi. Wielkim sukcesem pozostałej tu
kadry kierowniczej zakładu i załogi było przekształcenie kopalni w zakład
remontujący cysterny, najpierw do przewozu płynnej siarki, potem
również cementowych. Na bocznicach kolejowych pojawiły się inne wagony, zaś
kopalnia funkcjonowała bez obydwu wież szybowych. A
co byłoby, gdyby w Wapnie nie doszło do wydarzeń 1977 r.? Dziś często słyszy
się, że gdyby nie katastrofa, Wapno byłoby zupełnie inną miejscowością,
bardziej bogatą. Otóż analizy opłacalności eksploatacji złoża solnego w Wapnie
sięgały roku 1986. Wtedy też miano rozpocząć planowe prace likwidacyjne. Wtedy
to też z Kopalnią musiałoby się pożegnać wielu jej dotychczasowych pracowników.
Zmniejszenie zatrudnienia musiałoby rozpocząć co najmniej na kilka lat przed
zakończeniem eksploatacji. Przy założeniu planowych prac likwidacyjnych być
może Kopalnia przekształcona zostałaby na podziemne muzeum górnictwa solnego
zaś podziemne wyrobiska służyłyby za trasy turystyczne licznie odwiedzających
to miejsce wycieczek szkolnych i innych. Wzdłuż ulicy Świerczewskiego stanęłoby
wiele kramów z pamiątkami solnymi, Bar Górniczy służyłby za miejsce, w którym
przybywający do Wapna turysta spożywałby tradycyjny pałucki posiłek, na
osiedlach górniczych na charakterystycznych wapieńskich ławeczkach byli
pracownicy Kopalni snuliby wspomnienia z okresu świetności Kopalni, ulicą
Staszica corocznie przechodziłyby procesje Bożego Ciała, zaś niegdysiejsza
ulica Obrońców Stalingradu nosiłaby zupełnie inną nazwę. W
całej historii miejscowej Kopalni, pochłonęła ona stosunkowo niewiele ofiar, co
nie oznacza, że ich nie było. Szczęśliwym trafem w 1977 r. w jej podziemiach
nie został nikt z członków załogi. Będąc małym chłopcem z tego okresu
zapamiętałem jedną wypowiedź mojego Ojca, który na pytanie mojej mamy co by się
stało gdyby na dole pozostał ktoś?, odpowiedział jej, że gdyby doszło do takiej
sytuacji, a on nie zdołałby wyjechać na górę, wówczas do szybu mama miałaby
wrzucić wiązankę kwiatów. Zadać w tym miejscu trzeba pytanie, czy awaria wodna
i katastrofa górnicza w 1977 r. nie pochłonęła żadnych ofiar? Co prawda nie
bezpośrednich, ale takie ofiary były!!! Wapno opuszczali ludzie w różnym wieku,
począwszy od niemowląt po staruszków, którzy częstokroć czuli się jak
przesadzone drzewa, którym odebrano sąsiadów, przyjaciół. Ilu z nich zakończyło
żywot niedługi czas po 1977 r? Warto się nad tym zagadnieniem zastanowić
dłużej… Kopalnia
Soli w Wapnie na zawsze odcisnęła piętno swego istnienia na miejscowości. Cała
zabudowa, choć znacznie zubożona poprzez katastrofę górniczą osiedla, powstała
właśnie dzięki Kopalni, częstokroć z jej funduszy. Wystarczy wspomnieć
miejscową Szkołę, czy też tak bardzo dziś eksponowany przez włodarzy Stadion
Sportowy. Dzisiejsze
Wapno bez Kopalni jest zupełnie inną miejscowością, która jak każda żyje swoimi
problemami, radościami Można
powiedzieć, że Kopalnia to relikt minionych pokoleń. Przejechać
obok tego reliktu nie sposób nie zauważając byłych naziemnych pozostałości
Kopalni. Plac przed tym kiedyś największym zakładem produkcyjnym powiatu
wągrowieckiego zapełniony, ale nie rowerami, komarami, motocyklami czy
samochodami jej pracowników, a interesantów, pracowników miejscowego Urzędu
Gminy czy klientów pobliskiego marketu. Po wapieńskiej solnej szychcie
pozostały wspomnienia, które winniśmy przekazywać najmłodszym, gdyż
współczesność rodzi się z przeszłości. Na
zakończenie pragnę podziękować Wszystkim Tym, którym nie obojętna jest historia
miejscowej Kopalni Soli. Niektórym z Nich miałem okazję podziękować w roku
2007, na Sesji Rady Gminy Wapno. Przez 4 lata do tego grona dołączyli inni, których
zmobilizowała lektura mojej książki oraz strona internetowa i podzielili się
swoimi wspomnieniami związanymi z Kopalnią. Należą do nich:
Wypada mieć nadzieję, że Pamięć o Kopalni Soli w Wapnie nie przeminie. Marcin Lisiecki
|
Pamiątki po Kopalni Nowe działy naszej strony: |
|
|
Właściciel: Marcin
Lisiecki