Logo Kopalni
 


Kopalniane wspomnienia

Powrót do strony głównej 

****************

 

Zarys historii Kopalni

 

Profile geologiczne wysadu solnego "Wapno"
 

Mapy wyrobisk górniczych

 

Katastrofa górnicza

Wapno po katastrofie

 

 

Sławomir Ciuk

 - pracownik Przedsiębiorstwa Budowy Szybów w Bytomiu oddelegowany do prac remontowych szybu "Wapno II"

Jako ostatni wychodził

z podziemnej kaplicy błogosławionej Kingi

4 sierpnia 1977 r.

Trzydzieści lat temu a był to rok 1977 byłem naocznym świadkiem katastrofy górniczej w Kopalni Soli w Wapnie. To co kiedyś wydawało się nie tak ważne bo było po prostu i już, dzisiaj po tylu latach kiedy ludzie już częściowo zapomnieli tragedię Kopalni i całej miejscowości, interesuje młodych ludzi. Bo młodym człowiekiem jest pan Marcin Lisiecki autor książki o Kopalni a właściwie o katastrofie w Kopalni Soli Wapno, który zaraził mnie swoją misją opisania tego wydarzenia i tej historii tym bardziej, że do wiadomości publicznej w Polsce niewiele faktów się przedostało, bo propaganda sukcesu ...no i cenzura i …cisza przez tyle lat.

 

Skąd ja mieszkaniec Skarżysko-Kamienna znalazłem się na gościnnej Ziemi Pałuckiej? Otóż po maturze 1973 roku pracowałem w Przedsiębiorstwie Budowy Szybów w Bytomiu. Firma ta prowadziła zlecony przez Kopalnię Soli w Wapnie remont szybu II. Dlatego do Wapna została oddelegowana ekipa górników z PBSz. Jednocześnie do pracy w PBSz-u zostało oddelegowanych trzech maszynistów wyciągowych z których pamiętam nazwisko pana Kazimierza Piaseckiego (mieszkał w „Merkurym”), sygnalista pan Kusz bodajże a Turzy (człowiek bardzo wesoły ale też bardzo silny - nazywany Michem ze względu na sylwetkę i siłę) no i górnicy: Leonard Wojciechowski, Narcyz Jankowski, Eugeniusz Jankowski, Stanisław Kubisz – ślusarz, Marian Harzyński (roweryszek) ze Srebrnej Góry, Straszewski, Tadeusz Czerwiński - nie pamiętam niestety wszystkich nazwisk. Ekipa z PBSz to: kierownik, nieodżałowany już niestety śp. Henryk Bonczol, sztygarzy: Kirszniok, Szypka i Ireneusz Kubat, Zbigniew Leszczak z Rzeszowa, Janusz Górski z Konina, Stanisław Świstek z lubelskiego i inni. Zresztą rotacja załogi była spora tym bardziej, że w Inowrocławiu na ul. Poznańskiej firma nasza głębiła nowy szyb dla Kopalni Soli w Inowrocławiu Solno III w trudnych warunkach (szyb głębiony w zmrożonym górotworze przez specjalne agregaty mrożeniowe, obudowa tubingowa) i w razie potrzeby łatwiej było ściągnąć górnika z Wapna niż z Bytomia.

Ale wracam do Wapna. W szybie II zdemontowana była klatka a na jej miejscu do haka na końcu liny wyciągowej zawieszony był „kubeł” „wiaderko”, do którego swobodnie mieściło się 4 górników. Kubeł ten służył do jazdy jak i transportu materiałów no i można było go na dole odpinać i zostawić na poz. VII a na linach zawieszonych na haku transportować ciężkie, długie elementy potrzebne do remontu szybu. Do prac remontowych został zamontowany pomost wiszący. Pomost ten zawieszony na trzech linach opuszczany lub podnoszony był za pomocą wind zainstalowanych na nadszybiu- na powierzchni. W tym czasie w 1977 r. demontowane były prowadnice szybowe drewniane obrośnięte solą, szyb był zabezpieczany siatkami które były zespawywane na poziomie VII. W szybie było sucho nie było śladów żadnego zagrożenia o którym wszyscy mówili.

W dniu 04.08.1977 r. na drugiej zmianie sztygar Ireneusz Kubat „podgadywany” przez nas zezwolił na „rewizję” szybu - o to chodziło bo chcieliśmy pojechać na dół do kaplicy św. Kingi. Szybciutko żeby się władza nie rozmyśliła do szatni przebieramy się, lampy górnicze pobrane, nalanie w butelki popularnej tu wody sodowej nazywanej przez wszystkich psytką (pan Szczechowski tam pracował) i na nadszybie. Zadanie: rewizja szybu, stan pomostu, oświetlenia w szybie, urządzeń na poziomie VII i wyjazd. Muszę tutaj dodać, że sygnalizacja jazdy w szybie za pomocą linki opuszczonej do poziomu VII- pociągnięcie za linkę uruchamiało sygnał - 1 raz stop itd.- sygnalizacja dosyć prosta przy opuszczaniu, natomiast jadąc do góry było trochę problemów, niewygodnie niezręcznie i niebezpiecznie tak, że do góry jeździło się bardzo powoli. Wsiadamy do kubła po drabince- przodowy Narcyz Jankowski, Gienek Jankowski, ja i czwarty chyba Marian Harzyński (tak mi się dzisiaj wydaje). Zjazd na dół bez problemów, powolutku mijamy poziomy, pomost, i na dół. Wysiadamy - sprzęt zabezpieczony dobrze - bez mówienia idziemy do kaplicy św. Kingi, Narcyz otwiera drzwi kluczem –wchodzimy - hełmy w rękach każdy po cichu się modli, no i musimy wracać. Rzut oka na ołtarz na figurki w szopce (wśród innych rybak z olbrzymią rybą na plecach - podobno niejaki Kotkowski), na piękny żyrandol z kryształów soli (figurki też z soli) i wychodzimy. Wychodzę ostatni - klucza nie chowam na miejsce zostawiam w drzwiach - słyszę głos Narcyza -Czemu światła nie gasisz? i za chwilę -Racja jak ma być Kopalnia  zatopiona to niech do końca światło się świeci. W milczeniu wsiadamy do kubła - Narcyz rozmawia przez telefon z maszynistą żeby powoli jechał a koło III poziomu będziemy chcieli się zatrzymać to ma uważać. Sygnał odbity powoli do góry, mijamy poziomy pomost jest III- stop. Chłopy idziemy zobaczyć gdzie ta woda leci? - pewnie - wysiadamy powoli bo nie przystosowane wejście do wysiadania z kubła i idziemy. Narcyz stary górnik z Wapna zna drogę okazuje się że niedaleko. Oświetlenie jest gasimy lampy na hełmach już widać wodę płynącą wzdłuż chodnika – spotykamy górnika -znajomy Narcyza pokazuje gdzie wchodzimy do komory chyba ze trzech zdziwionych naszą obecnością górników - coś tam robią z rusztowaniem na środku komory - w stropie olbrzymie wiertło chyba z „Alpiny” a stamtąd woda brązowawa rwie strumieniem o średnicy około 50 centymetrów, woda prawie przez gumiaki się nam przelewa - wracamy. Jeszcze Szczęść Boże - Narcyz prosi żeby nie informowali o naszej wizycie nadzoru ale gdzie tam. Na nadszybiu czeka na nas „komitet powitalny” -nasz sztygar blady ze strachu chyba Kubat, naczelny inżynier kopalni inż. Stefan Mierowski i jeszcze jakiś sztygar z Kopalni. Ale poleciało męskich słów, ale jakoś się udało udobruchać naczalstwo i do szatni. Inż. Mierowski fajny facet chociaż mało kto znał jego nazwisko ponieważ co jakiś czas rzucał powiedzonko „kurcze paka” i tak był nazywany kurczepaka. Było ok. godziny 20 - do maszyny wyciągowej - maszynista też pochwalne słowa dostał i cześć chłopaki do jutra cześć. Ale jutro szychty już nie było...

               

 Współczesne Wapno

 

Pamiątki po Kopalni
 

Tradycje górnicze

 

Fotogaleria

 

 

"SOLNY MOST"