Logo Kopalni
 


Kopalniane wspomnienia

Powrót do strony głównej 

****************

 

Zarys historii Kopalni

 

Profile geologiczne wysadu solnego "Wapno"
 

Mapy wyrobisk górniczych

 

Katastrofa górnicza

Wapno po katastrofie

 

   SZTYGAR ANTONI WIERZBICKI - KŁODAWA

pracownik Kopalni Soli w Wapnie 1957-1977,

później Kopalni Soli Kłodawa 1977-1987

 

PIERWSZE ZETKNIĘCIE Z WAPNEM

Ze skierowaniem otrzymanym w Zjednoczeniu Kopalnictwa Surowców Chemicznych w Krakowie, 15 lipca 1957 r. z dyplomem ukończenia Technikum Górniczego w Krakowie, po 12 godzinnej podróży wysiadłem z pociągu. Nie mogłem wyjść ze zdumienia, gdzie ja przyjechałem? Po wielkim mieście, coś takiego niezmiernie małego. I jeszcze Kopalnia, w niczym nie przypominająca ogromnych hałaśliwych węglowych. Zrobiło mi się źle i chętnie odjechałbym z powrotem. Ruszyłem jednak w kierunku bramy Kopalni. Na schodach biurowca spotkałem kolegę z Technikum, i z którym mieszkałem w bursie u Ojców Pijarów. Ucieszyłem się ze spotkania. Okazało się, że jest tu jeszcze jeden kolega ze szkoły, obaj przyjechali tu też z nakazem rok wcześniej. Zrobiło mi się raźniej. Pomyślałem – jeżeli oni tu są to i ja mogę.

PRACA W WAPNIE

Rozpocząłem pracę od zapoznawania z dołem Kopalni, z dokumentacją techniczną (Plan Ruchu Zakładu Górniczego).

Dół Kopalni soli to przeciwieństwo kopalni węgla. Wszędzie biało i jasno.

Po jakimś czasie chodziłem już na zmiany, pełniąc obowiązki dozoru.

Po odbyciu służby wojskowej, wróciłem do Kopalni. Rozpocząłem pracę jako sztygar w Oddziale Wykonawstwa Inwestycyjnego. Oddział prowadził roboty górnicze przygotowawcze na poziomie VIII (508 m.), roboty rozruchowe w oddanym przez PBSz. Bytom – szybie Nr I. Po oddaniu szybu Nr I do pełnej eksploatacji przez 7 lat zajmowałem się konserwacją i remontami w szybach Nr I i II. Następnie wróciłem do Działu Górniczego na stanowisko sztygara górniczego. Przez okres 6 miesięcy przed katastrofą pełniłem obowiązki inżyniera BHP. 15 września 1977 r. wyjechałem z drugą grupą ludzi do Kopalni Soli „Kłodawa”. Tu pracowałem na dole aż do odejścia na emeryturę w 1987 r.

Po przyjeździe do Wapna w 1957 r., najpierw zetknąłem się z drużyną piłkarską „Unia” Wapno. Wyjeżdżając z nimi na mecze poznałem piękno ziemi wągrowieckiej, chodzieskiej, trzcianeckiej.

NAZWISKA OSÓB DOJEŻDŻAJĄCYCH Z KCYNI

Przyjeżdżali do Wapna pociągiem o 6.20. Z opowiadań starszych wiem, że przed wojną chodzili nawet piechotą idąc torami. Lista wszystkich, których na przestrzeni 20 lat znam z imienia i nazwiska:

1. Jan Konstańczak - pracownik dołowy

2. Onufry Paszkiet - pracownik dołowy

3. Stefan Stróżewski - pracownik dołowy

4. Franciszek Grajkowski - pracownik dołowy

5. Jan Borucki - pracownik dołowy

6. Tadeusz Balicki - pracownik dołowy

7. Kazimierz Olejnik - pracownik dołowy

8. Alojzy Ziółkowski - mechanik aparatowy Stacji ratownictwa Górniczego

9. Feliks Piasecki - technik mechanik

10. Jan Szopiński - pracownik młyna solnego

11. Marian Mikołajczak - obsługa sprężarek i wentylatorów głównego powietrza

12. Edmund Hemmerling - stolarz powierzchnia

13. Stefan Lisiecki - ślusarz dołowy

14. Edmund Lisiecki - ślusarz - powierzchnia

JAK PRZEBIEGAŁ DZIEŃ ROBOCZY NA DOLE KOPALNI?

Dzień roboczy rozpoczynał się o 6.00, 14.00 i 22.00. Przed zjazdem pracownik pobierał: znaczek kontrolny - 2 sztuki, lampę akumulatorową, pochłaniacz przeciw CO.

Górnik strzałowy - przodowy dodatkowo pobierał wskaźnikową lampę bezpieczeństwa tzw. benzynkę. Po zjeździe na dół i rozdzieleniu zadań przez sztygara każdy odchodził na swoje miejsce pracy.

Górnicy przodowi wraz z młodszymi górnikami szli do komory wydawczej materiałów wybuchowych. Po pobraniu materiału wybuchowego udawali się na przodki, gdzie po dokonaniu sprawdzenia stanu bezpieczeństwa (sprawdzenie zagrożenia metanowego, obrywki luźnych skał ze stropu i ociosów) przystępowali do wiercenia otworów strzałowych. W zależności od wyrobisk ekploatacyjnych mieli do odwiercenia od 22 do 40 otworów strzałowych długości od 2,40 do 4,60 metrów długości. Następnie otwory załadowywano materiałem wybuchowym "Amonit 5". na koniec zmiany odpalano elektrycznie każdy przodek indywidualnie.

Ładowacze - operatorzy maszyn. Po przybyciu na komorę eksploatacyjną również musieli sprawdzić stan bezpieczeństwa. Jeżeli trzeba było - dokonywano rozstrzałki dużych brył solnych, sprwzano stan lin, rolek zwrotnych, przeystępowano do ładowania urobku.

Załadunek w całej Kopalni dokonywał się mechanicznie przy pomocy zgarniaczy. Załoga zgarniacza, w zależności od odległości jazdy koszem po urobku, mogła załadować od 60 do 180 wozów jednotonowych.

Praca na dole Kopalni do lekkich nie należy, dlatego po zmianie ludzie szli pod szyb bardzo zmęczeni.

DZIAŁALNOŚĆ KULTURALNA

Istniejący teatr amatorski prowadził wtedy Leon Żakowski. Występowali tam między innymi aktorzy-amatorzy Janina Wieczorek, Regina Rączkowiak, Irena Mańka, Jadwiga Szczublewska, Stanisław Waligóra, Kazimierz Stoiński. Z pewnością było ich więcej. Na bazie zespołu teatralnego, zespołu śpiewaczego i tanecznego inż. Adam Ślizowski przygotował i wystawił sztukę- widowisko Pt. „Skok przez Skórę”. W przedstawieniu brali udział górnicy dołowi i administracyjni.

Reżyserem i wykonawcą był mgr inż. Adam Ślizowski, układami tanecznymi zajmowała się Jadwiga Strzelecka. Występowali w nim Krystyna Linetty, Czesława Zych-Rogacka, Barbara Gawrońska, Urszula Bubacz, Jadwiga Szczublewska, Irena Mańka, Regina Rączkowiak, Bożena Piasecka, Wojciech Piechówka, Bogdan Szefler, Tadeusz Rogalski, Stefan Wiśniewski, Jan Rogalski, Czesław Dominiak, Ignacy Domagała, Andrzej Gawroński Przedstawienie cieszyło się wielkim powodzeniem nie tylko w regionie, ale również w Warszawie. Na Festiwalu Kultury Wielkopolskiej zespól zdobył I miejsce na 600 zespołów.

W tradycji górniczej młody gwarek po okresie próby, prosił o przyjęcie go do bractwa górniczego. Starszyzna po przeprowadzeniu egzaminu opasywała go skórą, a starszy górmistrz szpadą uderzał w ramię. Tak dokonywało się pasowanie na górnika. Skóra kształtem przypominała fartuch i spełniała różne zadania. Służyła do zjazdu szybem, siedząc niby w foteliku i przypięty do konopnej liny. W podziemia górnik zjeżdżał na niej po stromiznach w pokładzie i wreszcie służyła mu do nagarniania urobionego urobku do środka transportu. Takim środkiem transportu były beczki, które po napełnieniu i zabezpieczeniu wiekiem toczono pod szyb.

Ciekawostką kaplicy na VII poziomie była Szopka Betlejemska. Postaciami, które podążają do żłobka są ulepieni z gliny przez Klarę Prillową z Kcyni autentyczni górnicy dołowi. Postać z wiaderkiem na „szuńdach” to Antoni Linetty, z rybą na plecach Czesław Kotkowski, z owieczką Wojciech Piechówka. Są również podobizny Czesława Białkowskiego i Czesława Szadłowskiego.

AWARIA W SZYBIE WAPNO I

W rejonie głębokości szybu 220 m. występowały intensywne wycieki zza obudowy tubingowej. Podjęta została decyzja o ponownej cementacji strefy za obudowę szybową. Wykonanie tego zabiegu powierzono Przedsiębiorstwu Budowy Szybów z Bytomia, który ten szyb Nr I wykonał. Do czynności przystąpiono na zmianie rannej. Odkręcono korek z tubingami i kiedy przygotowywano się do wkręcenia zaworu cementacyjnego, nagle nastąpiło silne uderzenie wody. Ciśnienie było duże 22 atmosfery, tyle bowiem na tej głębokości wynosi ciśnienie hydrostatyczne. Nie było możliwości zatrzymania tego wypływu dostępnymi środkami. Sposób zatrzymania wypływu przedstawił były pracownik PBSz. Wojciech Wojciński. Był on świadkiem podobnego wydarzenia na jakimś szybie i w jaki sposób zlikwidowano wyciek. Opisał werbalnie jak ten przyrząd wyglądał, a warsztat mechaniczny przystąpił do wykonania. Dzięki niemu otwór został zaczopowany.

WYPADKI PRZY PRACY

Na przestrzeni 20 lat mojej pracy w Kopalni Wapno wydarzyły się dwa wypadki śmiertelne. Ofiarami byli: Ludwik Cholewiński – sygnalista szybowy, zgnieciony wozami przy załadunku do klatki. Przyczyną była awaria blokad wozów, Józef Ziętek zgnieciony zderzakami wagonów na bocznicy kolejowej młyna. Były również dwa wypadki śmiertelne w firmach zewnętrznych wykonujących prace na zlecenie Kopalni.

Oczywiście wypadki się zdarzały, od drobnych okaleczeń do złamania ręki lub nogi. Żaden jednak nie pociągnął za sobą skutków trwałego kalectwa.

OKRES KATASTROFY

Okres katastrofy przeżyłem w wielkim stresie, jak zresztą wszyscy i tylko tym mogę tłumaczyć to, że po latach ostrość widzenia jest słaba.

Starzy górnicy, którzy pracowali w Kopalni przed wojną i w czasie okupacji często powtarzali: „Po co oni tam idą?, Niemcy dalej nie poszli bo bali się zalania.”

Na temat ostatniego dnia życia dołu Kopalni nie mogę nic powiedzieć.

Sprawa nastrojów i odczuć załogi po katastrofie.

Decyzja: zostać, czy wyjeżdżać z Wapna nurtowała wielu ludzi z załogi. Najłatwiej decyzja przychodziła tym, którzy do przejścia na emeryturę górniczą mieli od paru miesięcy do paru lat. Przy likwidacji kopalni i utrzymaniu przez jakiś czas przywilejów górniczych, o emeryturę nie musieli się martwić. Niektórzy byli chłoporobotnikami, nie mogli więc zostawić swoich gospodarstw.

Dużą grupę stanowili młodsi, którym do wieku emerytalnego wiele brakowało. Po tych ludzi zgłosili się kopalnie węgla ze Śląska i rudy miedzi z Lubinia. Ci, którzy wyjechali na Śląsk zaraz wrócili rozżaleni. Nie przedstawiono im warunków, przede wszystkim płacowych. Szkolenie, nabywanie nowych umiejętności. Węgiel to nie sól. Ludzie ci ze względu na niespodziewaną utratę pracy uważali, że należy im się specjalne traktowanie. Nie wiedzieli jeszcze wtedy, że Polska nic nie wie o tragedii Wapna.

Na temat wydarzeń z 28/29 października 1977 r. nie mam wiele do powiedzenia. Przebywałem już w Kłodawie, a kiedy nas przywieziono do Wapna, tragedia Osiedla już się w zasadzie rozegrała. Zostaliśmy ewakuowani do Wągrowca i zakwaterowani w hotelu WOSiR-u nad Jeziorem Durowskim. Po tygodniu wyjechałem do Kłodawy. W Wągrowcu została żona z dziećmi, które poszły tu do szkoły. Dopiero w lutym 1978 r. otrzymałem mieszkanie w Kłodawie i sprowadziłem rodzinę.

Największą grupę ludzi – 50 osób wraz z dozorem przygarnęła pobratymcza Kopalnia Soli „Kłodawa”. Ci ludzie czuli się najlepiej, bo nie musieli się uczyć zawodu od nowa. Praca na przodkach: przy wierceniu i strzelaniu, obsługi urządzeń do załadunku urobku była identyczna jak w Wapnie. Zachowali swoje uprawnienia do wykonywania robót strzałowych i obsługi urządzeń mechanicznych. Szybko samodzielnie mogli już wykonywać pracę. Musieli tylko pamiętać o tym, że Kopalnia „Kłodawa” ma najwyższe kategorie zagrożenia metanowego, wyrzutami gazów i skał oraz zagrożenia wodnego.

Wszyscy, którzy przyjechaliśmy do Kłodawy przepracowaliśmy szczęśliwie i jesteśmy na emeryturach.

 Współczesne Wapno

 

Pamiątki po Kopalni
 

Tradycje górnicze

 

Fotogaleria

 

 

"SOLNY MOST"