Powrót do strony głównej

Katastrofa górnicza 

Komitet obchodów 30-lecia katastrofy

Program uroczystości rocznicowych 5 sierpnia 2007 r.

Logo
czako gornika

Wszystkim,

którzy doświadczyli wydarzeń z 1977 r.:

Tym,

którzy opuścili Wapno

na zawsze

oraz Tym,

którzy tu pozostali.

M. Lisiecki

 

2007 rok

30-lecie katastrofy Kopalni Soli w Wapnie

 

grudzień 1976 r.

Komentarz:

Jest to jedyny odnaleziony artykuł prasowy,

w którym znajduje się wzmianka o awarii wodnej

SMAK SOLI

Sygnalista Stefan Bręk dzwonkami reguluje ruch windy.

Przy wjeździe szybem w głąb kopalni on jest osobą najważniejszą. Bez jego zgody, wyrażonej sygnałami dźwiękowymi, które potwierdzić musi sygnalista dyżurujący na dolnym poziomie, winda nie ruszy 2 miejsca.

Jeden, siedem trzy dzwonki i możemy zjeżdżać w dół.

„Skipoklatka” spada z szybkością czterech metrów na sekundę. Nie robi to na nas większego wrażenia. Kopalnianą windą zjeżdżamy może trochę szybciej niż domową. Sól wywożona jest a szybkością trzykrotnie większą.

Jesteśmy wyposażeni w .górnicze hełmy, lampki elektryczne i maski przeciwgazowe „na wszelki wypadek”, chociaż w Kopalni Soli w Wapnie (dwanaście kilometrów od Kcyni, ale już w pilskim województwie) metan się nie pojawia. Towarzyszy nam mgr inż. Stefan Mierowski, kierownik robót górniczych. Pochodzi z Dolnego Śląska, z górnictwa węglowego - od trzech lat dopiero pracuje przy wydobywaniu soli.

Kopalnia w Wapnie jest obok Kłodawy drugą w kraju kopalnią, w której sól wydobywa się jak węgiel w skale solnej wierci się otwory, w nich umieszcza ładunki wybuchowe, które słoną skalę kruszą na drobiny. Mówi się, że jest to sól kamienna, W przeciwieństwie do otrzymywanej drogą warzenia solanki. No i oczywiście ta sól jak nas przekonywano, jest najlepsza i najzdrowsza. W ciągu doby wydobywa się jej 1800 ton. Jest to efekt ciężkiej pracy 30 górników dołowych.

Zbliżamy się do poziomu dziewiątego, położonego na głębokości 538 m. Cztery następne poziomy, z których trzynasty będzie 628 m pod ziemią, przygotowują do eksploatacji pracownicy „Hydroskopu”. Słup soli w Wapnie, którą wydobywa się na obszarze elipsowatym (950 razy 350 m) sięga do1600 m. Ale dotarcie do niższych pokładów utrudnia bariera technicznych możliwości. Zasoby eksploatacyjne soli w tej kopalni oblicza się na 20-30 lat.

Stop! Jesteśmy na dziewiątym poziomie. Windą wewnętrzną jedziemy piętro wyżej, na ósmy. Chodnikami wydrążonymi w skale solnej (4 m. szerokie, ponad 2,5 m. wysokie) idziemy do „przodka”, gdzie górnicy kruszą amonitem skalnym słoną lita skałę. Jest ona białoszara, połyskują w niej przeźroczyste kryształki. Mamy wrażenie, że błądzimy po komnatach z jasnego marmuru zdobionych kryształami. – Nasza sól jest najczystsza w Polsce i Europie. – mówi nasz przewodnik Zawartość czystej soli – 98,5 proc., a reszta to inne minerały i związki chemiczne. Piąta część soli wydobytej w Wapnie wysyłana jest na eksport do takich krajów, jak Szwecja, Finlandia, Dania i RFN. I ciekawostka: kopalnia w Wieliczce z brył kryształowej soli z Wapna wykonuje różne drobiazgi „na pamiątkę” dla swoich turystów!

Sól wydobywa się w komorach, które znajdują się w regularnych odstępach podyktowanych wymogami inżynierii górniczej. Ten cały kopalniany gmach z różnymi poziomami, opiera się na skalnej konstrukcji. Chodników i komór tutaj się niczym nie obudowuje, ani też podstemplowuje. Ich regularne kształty otrzymuje się poprzez umiejętne wiercenie i odstrzeliwanie brył solnych. Z jednej komory sól wydobywa się przez około 9-10 miesięcy i powstają w ten sposób zadziwiające hale o szerokości 15 m i długości ponad 200 m, których solny pułap znajduje się na wysokości 20 m.

W komorze 17 metalowy zgarniacz na linie o pojemności jednej tony obsługuje Walenty Kurczynski, który pod ziemią pracuje juz 26 lat. Sól zsypywana jest wydrążonym otworem na poziom dziewiąty, gdzie ładowana jest na wózki kopalniane. Ale to zobaczymy później.

Najlepszy strzałowy Mieczysław Synoracki demonstruje nam wybuch amonitu skalnego. Ogłuszająca detonacja, tumany słonego pyłu! Silny podmuch, odczuwalne drgania skały.

Dyżurny elektryk, Henryk Rogalski, pracuje w kopalni soli 30 lat. (informacja mylna, - przyp. ML.) . Skończył przyzakładową szkołą w Piechcinie, ale ciągnęło no do pracy pod ziemią. Cięższe są tutaj warunki pracy, a jednak przyzwyczaił się do nich.

Górnikom doskwiera „gorąc”, duże zapylenie, obecność dymów po materiałach wybuchowych. Ale to jest normalka, górnicza codzienność. To tylko my odczuwamy dotkliwie drażniący oczy i nozdrza solny pył i wzrastającą temperaturę, a tylko dwie godziny będziemy przebywali we wnętrzu, kopalni. Górnicy pozostają tutaj po 7 godzin i 40 minut w dzień i w nocy. Pocą się obficie jak my, a muszą jeszcze ciężko pracować.

Pochyłym chodnikiem schodzimy na poziom dziewiąty. Odczuwamy wyraźnie wzrastającą ciepłotę. Słupek rtęci w termometrze skacze w kopalni do 30 stopni Celsjusza…

W pochylni przekonuję się, jak pożyteczne są górnicze hełmy. Raz i drugi zaczepiam głową o skalne ostre występy. Wygłaszam głośno pochwałę kasków ochronnych, a nasz przewodnik przypomina nam górnicze porzekadło: „Uważaj wole boś na dole”. Absolutna prawda!

Chodnik główny na dziewiątym poziomie przypomina trochę... Aleje 1 Maja. Tutaj, zainstalowana jest kolejka linowa, zwana „kolejką bez końca”, do przewożenia do szybu wydobytej w komorach soli, skąd wędruje ona do młyna na powierzchni ziemi. Tory, rozjazdy i wiecznie w koło kręcąca się gruba lina stalowa, do której doczepia się wózki kopalniane- puste lub z solą,. Kolejka ta jest stara, ale niezawodna. Funkcjonuje (odpukać!) bez awarii.

Kazimierz Olejnik i Edward Rochowiak są wozakami. Kroczą na czele transportu składającego się z 20 wózków, pilnują, aby zaczepy nie spadały z lin i nie było wywrotek. A to się zdarza. I wtedy wózki - najgorzej, gdy są naładowane - trzeba wspólnymi siłami kolegów wstawiać na tory. W ciągu dnia pracy każdy pokonuje drogę równą 16. kilometrom. Narzekają na zmęczenie nóg. Ale pracują w kopalni pierwszy 12, a drugi - 20 lat. Rochowiak przejął górniczą tradycję po ojcu. W Kopalni Soli w Wapnie jest więcej tego rodzaju przypadków. Pracują, jak powiada nasz przewodnik, całe rodzinne klany: Dominiakowie, Pietrzyccy, Rogalińscy, Jarczyńscy, Kruszkowie, Brękowie, Frydrychowie... Ojcowie i synowie, bracia i szwagrowie, a także niektóre przedstawicielki tych rodzin.

Inżynier Mierowski lubi żartować. Mówi do nas, że kopalnia soli to..: sanatorium w porównaniu z kopalnią węgla. Jest w tym trochę racji, bo Akademia Medyczną w Poznaniu rzeczywiście wystąpiła z propozycją urządzenia w Wapnie oddziału sanatoryjnego dla astmatyków. Stwierdzono bowiem, że w kopalni tej na określonym poziomie jest bardzo sprzyjający leczeniu tej choroby mikroklimat. Podobno znacznie lepszy niż w Wieliczce. Ale sfinalizowana tej propozycji odłożono na przyszłe lata. Kopalnia w Wapnie przeżywa obecnie swój dramat. Na trzecim poziomie pojawiła się woda. Nad jej ujarzmieniem pracuje sztab specjalistów i uczonych. Dotychczas nie udało się jednak znaleźć skutecznych środków i metod zapobiegających niszczycielskiemu działaniu wody. I zagrożenie dla kopalni narasta...

Na dziewiątym poziomie szczególnie możemy przekonać się, jak praca w kopalni soli daleko odbiega od warunków sanatoryjnych. Tutaj znajdują się stoły załadowcze i zsypy soli z górnego poziomu. Utrzymuje się wysoka temperatura, niektórzy górnicy pracują bez koszul, strużki potu spływają po ich twarzach. Dokucza duchota, podczas zsypywania soli na wózki kłębią się tumany pyłu i jego gorzkie drobiny atakują drogi oddechowe.

Kazimierz Olszewski, ładowacz, za trzy miesiące odchodzi na emeryturę po 35 latach pracy pod ziemią, mówi, że żadna robota, jeśli się chce ją solidnie wykonywać, nie rozpieszcza człowieka. Zdążył przywyknąć do kopalnianych warunków pracy, czuje się dobrze. Jego młodszy kolega z 10-letnim stażem, Jan Molender, budował w Wapnie, szyb jako pracownik bytomskiego przedsiębiorstwa i pozostał w kopalni. Dwaj inni ładowacze Marian Pawlak i Bernard Warda - są górnikami od 17 lat i też traktują swoją pracę z dala od słońca jako rzecz naturalną. Polubili ci ludzie górniczy zawód, nie baczą na trudy i zagrożenia.

Dochodzi południe, musimy wracać na powierzchnię. Po dwugodzinnej wędrówce po kopalnianych chodnikach, pochylni i komorach czujemy się solidnie zmordowani. Z tym większą pokorą chylimy czoła przed górniczą bracią, która w codziennej wytężonej pracy poznaje prawdziwy smak soli.

Przy szybie można wreszcie głębiej odetchnąć. Sygnalista dołowy Jan Szweda daje dzwonkiem sygnał. Tym razem: jeden - siedem - dwa. Możemy piąć się windą ku górze. Po niecałych trzech minutach opuszczamy „skipokłatkę” i z ulgą stwierdzamy, ze jesteśmy znowu na ziemi.

Mieczysław Andrzejewski

 

WSPOMNIENIA