Powrót do strony głównej

Katastrofa górnicza 

Komitet obchodów 30-lecia katastrofy

Program uroczystości rocznicowych 5 sierpnia 2007 r.

Logo
czako gornika

Wszystkim,

którzy doświadczyli wydarzeń z 1977 r.:

Tym,

którzy opuścili Wapno

na zawsze

oraz Tym,

którzy tu pozostali.

M. Lisiecki

 

2007 rok

30-lecie katastrofy Kopalni Soli w Wapnie

 

Świat Młodych, 29.03.1980 r.

 

 

D Z I U R A   W   Z I E M I

C Z Y L I

J A K   Z N I K N Ę Ł O   M I A S T O

 

Woda lała się przez otwór w ścianie na trzecim poziomie już prawie rok.

W zmiennym tempie, raz więcej, raz prawie wcale. Stosowano zwykłe, wypróbowane w takich wypadkach środki: cementowe plomby, specjalne tworzywa sztuczne wstrzykiwane wprost w solne ściany, pracowały pompy odprowadzające nadmiar wody. Mało kto na górze nie będąc związanym z kopalnią wiedział w ogóle        o wycieku. A gdyby nawet - z wodą walczono tu zawsze. To była normalka. Za kilka lat kopalnia miała przerwać wydobywanie soli, chodziło tylko o bezpieczne dotarcie do tego granicznego momentu.

Pod koniec lipca wyciek powoli zaczął ustępować. Nawet zaczęto żałować, że importowany ze Szwajcarii kombajn górniczy wyjęchał na górę. Teraz, gdy już bezpiecznie, jakże przydałby się w chodniku... Pierwszy, drugi, trzeci sierpień - wody nie ma! Piątego, w nocy, w środku ziemi coś pękło. Teren wokół kopalni drgnął, jakby próbował się po tym pęknięciu wyprostować i zapadł się w głąb. Stojąca przy szosie lipa zjechała nagle gdzieś na dół, wraz z kawałkami asfaltu, płytami chodnikowymi. W nocy trudno było coś w owym dole dostrzec - ale w dzień okazało się, że kilka metrów niżej prócz skłębionej ziemi nie ma po prostu nic. Ani listka.

NOC I

Wapno nie jest już wsią, a jeszcze nie miasteczkiem. Przed reorganizacją województw leżało na skraju bydgoskiego, po - na skraju pilskiego. Nie, ludzie nie mieli kompleksu głębokiej prowincji. Była linia kolejowa, nowe, piętrowe domy, stadion, korty tenisowe i przede wszystkim dająca pracę kopalnia soli kamiennej.          Dobrą pracę - sporo mieszkańców Wapna miało własne samochody, kończono właśnie budowę nowego zespołu garaży. 5 sierpnia 1977 roku te garaże zwaliły się pierwsze. Na szczęście nie było w nich samochodów. W rejonie kopalni powstały wyrwy kilkunastometrowej głębokości i szerokości. Budynek dyrekcji szamotał się na fundamentach, sypał dokoła tynkiem i pękającymi szybami. Ludzie zastanawiali się, co dzieje się tam, na dole, na trzech kopalnianych poziomach. Zmiana, która ostatnia wyjechała czynnym jeszcze szybem składała się z górników w większości nie mających butów. Woda z zalepionego (pozornie) otworu poszła tak szybko i pod takim ciśnieniem, że najwygodniej było uciekać na bosaka. Udało się wszystkim.

Narada w dyrekcji, jeszcze przed świtem: ewakuować natychmiast rejon kopalni. Do odległej o kilkaset metrów szkoły, do rozstawionych w ciągu dnia wojskowych namiotów. Szczęście w nieszczęściu – sierpień, ciepło, namiot przez kilka dni zupełnie dobrze zastępuje utracone mieszkanie.

USPOKOJENIE

Zygmunt Kubasik, I sekretarz kopalnianej organizacji partyjnej:

- Najgorszy czas był dla mnie wówczas, gdy nie potrafiłem odpowiedzieć ludziom na najprostsze nawet pytanie: „co się stało i co będzie dalej?”. To trwało kilka dni zaledwie. Potem były już decyzje wojewody,  władz resortu górnictwa, zarządów spółdzielni mieszkaniowych. A więc po pierwsze zamknąć, a następnie zalać kopalnię wodą z pobliskiego jeziora tak, aby wypełniły się podziemne komory powstałe w procesie eksploatacji złoża solnego. W Pile wszystkie nowo oddawane mieszkania zarezerwowane zostały dla ewakuowanych mieszkańców Wapna. Górnikom zagwarantowano pracę w sąsiednich kopalniach soli, na przykład w Inowrocławiu. Wszystkim zaś wypłacano odszkodowania za poniesione straty i zapewniono pomoc przy wydostaniu rzeczy z popękanych domów. Było całodzienne darmowe wyżywienie, dowożone samochodami towary- i to znakomitej jakości. Powoli przychodziło uspokojenie, byli tacy, co planowali już powrót do swych mieszkań. Całe szczęście, że pilnowaliśmy, aby nikt tego na własną rękę nie czynił. W październiku przyszło drugie tąpnięcie, w styczniu 1978 trzecie. W jakimś sensie byliśmy do tego przygotowani. Teren w dużym promieniu od kopalni był zamknięty, otoczony wojskiem i milicją. A jednak chyba nikt nie potrafi patrzeć spokojnie, jak dorobek całego życia po prostu znika...

NOC II

Inżynier Marek Wesołowski tuż przed pierwszą katastrofą odnowił mieszkanie i teraz, gdy wszystko już się uspokoiło, złość go brała, że nie może korzystać z efektów własnej pracy. Jego dom stał dość mocno, rys i szczelin właściwie na nim nie było-tylko się wprowadzać. Tamtego październikowego wieczoru 1977 roku został dłużej w likwidowanej właśnie kopalni. Wyjrzał przez okno w chwili, gdy sylwetka odległego o dwieście metrów domu dziwnie jakoś zmieniła się. Budynek najwyraźniej stał pod kątem kilkudziesięciu stopni  do poziomu, robił się jakby mniejszy i odleglejszy. Zapada się! Jako mierniczy górniczy dobrze wiedział, czym może grozić zbliżenie się do zapadliska - i tylko z daleka obserwował dwupiętrowy blok mieszkalny tonący w zwałach ziemi jak w najprawdziwszej wodzie. Nie było w nim nikogo - a jednak...

Teren wokół październikowego zapadliska obniżył się o osiem metrów. Rano inżynier Wesołowski stwierdził, że powstały lej ma kilkadziesiąt metrów głębokości. Ochota na wprowadzenie się .do dawnego mieszkania minęła jak ręką odjął. W miejscach tymczasowego zakwaterowania mieszkańców Wapna zapadły ostateczne decyzje: na powrót do dawnych lokali nie ma co liczyć. Nawet jeżeli jeszcze stoją ocalałe. Styczeń 1978 niczego nie zmienił - co stało, i tak już było spisane na straty.

BILANS

Od sierpnia 1977 do stycznia 1978 ewakuowano z wapna 377 rodzin, to jest 1500 osób. Wszyscy otrzymali nowe mieszkania w innych miastach, pracę, finansowe możliwości zaadaptowania się w nowych warunkach. Zniszczeniu uległo 12 piętrowych, wybudowanych już po wojnie budynków i całe osiedle domków jednorodzinnych. Tor kolejowy z nasypem, uszkodzony na przestrzeni kilkuset metrów, oddano do użytku dopiero w 1979 roku. Z pozostałych w Wapnie domów mieszkalnych jedynie niewielka część nadaje się do użytku. Resztę trzeba rozebrać, na ich miejscu powstanie szkółka leśna.

Kopalnia nie istnieje i nigdy już w tym miejscu istnieć nie będzie. Ocalałe budynki wykorzystywane są jako baza zakładów remontowych cystern do przewozu płynnej siarki. I - o paradoksie - produkuje się tam również... tabletki solne. Oczywiście z surowca kupowanego w sąsiednich kopalniach...

Czy katastrofę można było przewidzieć? Z takim samym mniej więcej prawdopodobieństwem jak trzęsienie ziemi. Kopalnie soli z czasem zapadają się, zwłaszcza kopalnie tego typu, co w Wapnie. Kiedy i jak daleko           od podziemnych wyrobisk powstaną ubytki na powierzchni ziemi - tego przewidzieć się nie da.

Co dalej z Wapnem? Wszelkie decyzje odłożono do końca roku 1980. Wtedy to ekipy geologów i specjaliści-górnicy wydadzą ostateczną opinię w kwestii dalszego możliwego osiadania ziemi. Dopiero potem do pracy będą mogli przystąpić planiści.

I na koniec rzecz jakże ważna - podczas trzech kolejnych tąpnięć nikt w Wapnie nie zginął.

MAREK ZARĘBSK1

 

WSPOMNIENIA