Powrót do strony głównej

Katastrofa górnicza 

Komitet obchodów 30-lecia katastrofy

Program uroczystości rocznicowych 5 sierpnia 2007 r.

Logo
czako gornika

Wszystkim,

którzy doświadczyli wydarzeń z 1977 r.:

Tym,

którzy opuścili Wapno

na zawsze

oraz Tym,

którzy tu pozostali.

M. Lisiecki

 

2007 rok

30-lecie katastrofy Kopalni Soli w Wapnie

 

Gazeta Zachodnia

 nr 274 z 4.12.1977 r.

 

DRĄŻENIE   PO   SÓL   ZIEMI

 

Skarbnika, inaczej zwanego Skarbkiem, tu nie uświadczysz, jak w Bochni, czy Wieliczce, Świetlików nie dostrzeżesz. Konie były krótkotrwałym epizodem, chociaż jednego z nich dobrze pamiętam, bo Kuba był bardzo cwany. Potrafił nawet liczyć do pięciu. Taka była przydziałowa ilość wagoników. Kiedy przy ruszaniu stuknął szósty, Kuba zapierał się w sobie i ani rusz naprzód.

(…)

Wszystko o czym niżej było nieprzewidziane i niezaplanowane w życiu. 1 lipca tego roku nadsztygar Kazimierz Stachowiak, święcił swoje srebrne górnicze wesele w Kopalni Soli „Wapno”. 4 sierpnia wydarzył się dramat, który skreślił ją z rejestru zakładów pracy, eksploatujących naturalne bogactwa ziemi. Stachowiakowie zamieszkujący górnicze osiedle musieli się ewakuować. Rodzina zamieszkała w internacie szkolnym w Rogoźnie, a nadsztygar przyjechał do Kłodawy. Życie jak gdyby zaczynało się od nowa.

- Kłodawa nie była dla mnie nowiną. Byłem tu już na ćwiczeniach ratowników górniczych, z grubsza, więc znałem kopalnię. Przyjęto mnie i moich kolegów – pierwsi przybyliśmy tu 1 września – serdecznie, jak najżyczliwiej, po ludzku, po górniczemu. Solidarna brać, dziś ty, jutro może ja.  Pierwsze dni w Uniejowie w pałacu. Na spotkanie przyszło kierownictwo „Kłodawy”; spotkanie rozpoznawcze, jak to w nowej rodzinie. Swatów nie było, bo i po co? Rozumiemy się dobrze bez pośredników,  pracować trzeba, jak się człowiek raz wgryzł w ziemię to i ucieczki nie ma. Od pierwszego dnia czujemy się jak na swoim, ale bo to przecież wszystko nasze.

Mieszkam teraz w hotelu robotniczym w Kłodawie; poznaję dokładnie kopalnię, pełnię funkcję nadsztygara. Kopalnia zabezpiecza kolegom transport do Kniejowa – razem z „Wapna” pracuje nas tutaj ponad pięćdziesiąt – raz na miesiąc wyjazd autobusem do Wągrowca, żeby stamtąd rozjechać się do rodzin.           Im trudniej niż nam. Kombinujemy więc, żeby na niedzielę do nich dojechać…

I tak się człowiek przyzwyczaja do nowego miejsca pracy. Górnicy nie pozwolą swojemu czuć się obco  w swoim gronie.

Na Barbórkę jedziemy do Wągrowca, żeby się jeszcze raz spotkać. Dobra to była kopalnia ta w Wapnie. Mała, przytulna, poukładana, rodzinna jakaś. Nasza teraz kłodawska jest dużo większa, dobrze przewietrzana.

Nie nawijam od początku, w pracy jest ciągłość…

 

WSPOMNIENIA