Wszystkim,
którzy doświadczyli wydarzeń z 1977 r.:
Tym,
którzy opuścili Wapno
na zawsze
oraz Tym,
którzy tu pozostali.
M. Lisiecki
2007 rok
30-lecie katastrofy Kopalni Soli w Wapnie
Poznaniak Nr 3 z 19-20. 01. 1991 r. |
CZY GIPS URATUJE WAPNO? Przed bramą stał milczący tłum, po wielu twarzach spływały łzy, nawet najtwardsi tej nocy ich się nie wstydzili. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że to koniec kopalni. Wapno to najmniejsza gmina województwa pilskiego. Na czterdziestu czterech kilometrach kwadratowych mieszka 3300 osób. Znajduję się tu wysadowe cechsztyńskie złoże soli kamiennej, przykryte „czapą gipsową” w postaci skał anhydrytowo- gipsowo- ilastych. Już na początku XIX wieku wydobywano w Wapnie metodą odkrywkową i podziemną, gips. Złoże solne, odkryto później, w 1871 roku. Eksploatacja złóż soli rozpoczęła się w 1921 roku. Kopalnia im. T. Kościuszki w Wapnie – bo taką przybrała nazwę – była jedną z trzech kopalń soli wykorzystujących złoża wykształcone w formie wysadu solnego, który zaliczany jest do najniebezpieczniejszych: chodzi o zagrożenie wodne. Polega ono na możliwości przedostawania się wód gruntowych spoza wysadu solnego do wyrobisk górniczych kopalni. Tak też działo się w Wapnie. Jednym z wielu zarejestrowanych tam wycieków był wyciek ługu w komorze 36 na poziomie trzecim kopalni. Jego zwiększająca się od 1972 roku intensywność oraz wykonane badania izotopowe potwierdziły kontakt z wodami atmosferycznymi, co zwiększało zagrożenie kopali. W 1977 roku stwierdzono kolejne wycieki solanki. Licząc się z prawdopodobieństwem wdarcia się większej ilości wody i zatopieniem kopalni uznano wówczas za konieczne rozpoczęcie ewakuacji sprzętu, 3 sierpnia 1977 wypływ wody przekroczył stan krytyczny. Wówczas kierownik akcji ratowniczej – mgr inż. Marian Wasielewski- podjął decyzję o całkowitym wstrzymaniu wydobycia oraz ewakuacji na powierzchnię urządzeń i sprzętu z podziemnych wyrobisk. 4 sierpnia na nocnej zmianie pod ziemią przebywało pięciu górników , którzy kontrolowali rozwój sytuacji. Tuż po północy, w ciągu piętnastu minut wlało się do wyrobisk około trzydziestu tysięcy metrów sześciennych wody. Natychmiast wycofano na powierzchnię ludzi. Z tą chwilą proces zatapiania kopalni przestał być kontrolowany przez ludzi. Tej pamiętnej nocy z 4, na 5 sierpnia 1977 nikt ze stojących przed bramą kopalni nie przewidywał dalszego ciągu wydarzeń. Odwiedzam Wapno po prawie czternastu latach od tego wydarzenia. Na początku osady – zabudowania byłej kopalni soli, obecnie Kopalni Doświadczalno – Produkcyjnej i Zakładów Remontowych im. T. Kościuszki. Dziwne wrażenie: po obu stronach ulicy pustka. Szukam śladów tamtych dni. Przy drodze samotny budynek – to siedziba Urzędu Gminnego. Opodal dom z pozabijanymi oknami, wokół młody lasek. Pytam o dom przy dawnej ulicy Obrońców Stalingradu… Tej ulicy nie ma, tych domów też nie, stały tam, gdzie teraz rośnie las – opowiada napotkany przechodzień. Oprócz wspomnianych dwóch budynków nie odnajduję niczego, co było świadkiem wydarzeń sprzed lat. Inni mieszkańcy Wapna nie pamiętają już wszystkiego dokładnie, zamazują się wspomnienia, mylą fakty. Zygmunt Kubasik był członkiem sztabu ratowniczego. W swym domu zgromadził niemal wszystko, co związane było z tą apokalipsą. Wstrząsające zdjęcia, artykuł z „Gazety Poznańskiej”, „Reportera”, oto chyba wszystko, co się w prasie na ten temat ukazało – wówczas był zakaz podawania do publicznej wiadomości jakichkolwiek informacji na temat katastrofy – wspomina pan Zygmunt. – Władza nie chciała nagłaśniać tej sprawy, w kraju praktycznie nikt nie wiedział o tym, co się tu wydarzyło. To milczenie najbardziej miejscowych bolało. Byliśmy jakby odcięci od świata. Przyjeżdżali ciekawscy, ale na rogatkach ustawione były zasieki z drutu kolczastego, wojsko i milicja pilnowały terenu, przechodzić mogli tylko ci, co mieli przepustki.. Po pierwszych, sierpniowych wstrząsach, nie ucierpiały budynki, ale jednak rozpoczęto ewakuację ludności. Swoje domy – na zawsze, choć wówczas tego jeszcze nie wiedziano – opuściły 324 osoby. - Pamiętam, to było 5. sierpnia około godziny 11, ulicą Obrońców Stalingradu przejechały dwa autobusy. A tuż za nimi powstał nagle lej o średnicy osiemdziesięciu metrów, głęboki na dwadzieścia dwa metry! – wspomina Z. Kubasik. – Prawdziwe piekło przeżyliśmy jednak dopiero w październiku, podczas drugiej serii wstrząsów. Ziemia rozstępowała się jak domki z kart, jezdnie wysadzało w górę, drzewa znikały pod ziemią, tory kolejowe na odcinku ośmiuset metrów zapadły się głęboko, zniszczeniu uległy sieć wodociągowa, kanalizacyjna telefoniczna. Ustał dopływ prądu. To był prawdziwy koniec świata, a właściwie – Wapna. W styczniu 1978 roku, podczas trzeciego trzęsienia, zniszczeniu uległa reszta budynków. Rozleciały się jeszcze nie zamieszkałe – bloki. Z 2600 mieszkańców Wapna wysiedlono ponad 1500. Osiedli w Pile, Czarnkowie, Wągrowcu i Wronkach. Tam otrzymali mieszkania, na nowo ułożyli sobie życie. Powrócili po pewnym czasie do Wapna nieliczni i to tylko starsi.. - Największe trudności przy ewakuacji były z osobami w podeszłym wieku – wspomina wójt Jan Koliński. -W jednym z mieszkań zabarykadował się mężczyzna. Chciał umrzeć w miejscu, w którym się urodził. W godzinę po tym jak żołnierze wyciągnęli go z mieszkania siłą, ten dom się rozpadł. Do dziś nie mogę pojąć, jak to się stało, że wtedy w tym piekle, nikt nie zginął. W latach siedemdziesiątych za sprawą kopalni Wapno przeżywało rozkwit. To dzięki niej budowano bloki mieszkalne, powstał dom kultury, ośrodek zdrowia, stadion, rozpoczęto urzadzanie oczyszczalni ścieków. - Teraz nie mamy podstaw do optymizmu. Prawie dziesięć lat trwało ty przywracanie normalnego życia, ale Wapno straciło tak wiele, że nigdy się chyba ze strat nie otrząśnie. Staliśmy się zapadłą dziurą – stwierdza wójt J. Koliński. – Do dziś nie możemy tu nic budować. To jest nadal strefa zagrożona, tak więc perspektyw praktycznie nie ma żadnych. Uzyskaliśmy tylko kilka tysięcy drzew, posadzonych na ruinach domów, na ruinach Wapna… Jak na ironię, zniszczeniu nie uległy zabudowania kopalni. Przeznaczono je więc na zakłady remontowe, w których naprawiane są cysterny kolejowe. W kopalni doświadczalno-produkcyjnej powstała linia produkcyjna gipsu autoklawizowego. Ale pomimo własnych zasobów, do tej pory gips do przerobu sprowadza się z Nowego Lądu i Książa. Zła sytuacja finansowa uniemożliwia rozpoczęcie wydobycia gipsu na miejscu, choć wszyscy wiedzą, że to byłby ratunek dla zakładu. Przywożenie surowca z daleka jest nieopłacalne. Obecnie dyrektor zakładu Józef Kosiński prowadzi rozmowy z Przedsiębiorstwem Robót Górniczych „Hydroskop” w Krakowie na temat przyszłej współpracy. Mówi się o utworzeniu spółki, która zajęłaby się wydobyciem i przetwarzaniem gipsu. Jak twierdzą fachowcy jest tego gipsu w Wapnie wiele i to wysokiej jakości. Zatem może gips uratuje Wapno? Alicja Ciechowska – Lepiarz |
|